24 kwietnia, 2016

SIEMIĘ LNIANE | podsumowanie kuracji |

Jak już wiecie, w tym roku postanowiłam "odzyskać" swoje włosy, które "straciłam" w zeszłym. Nie skromnie mówiąc jestem na dobrej drodze. Aczkolwiek pewnie jest ona jeszcze dłuższa niż przypuszczam. Wszystko to dzięki wcierkom i kuracjom wewnętrznym. W zasadzie dopiero jednej o której powiem Wam dzisiaj.


Styczność z siemieniem lnianym miałam już bardzo dawno temu. Pamiętam jak byłam mała, a moja mama piła „glutka” na bolący brzuch. Potem zetknęłam się z nim dopiero kiedy zainteresowałam się światem włosomaniaczek. Bardzo dobrze wiedziałam jak kuracja siemieniem lnianym może wpłynąć na aspekt włosowy, ale nigdy nie piłam go aż trzy miesiące.



Przygotowanie
Do szklanki wsypujemy około łyżkę siemienia {moje firmy Sante /koszt ok 4 zł/ Całe opakowanie wystarczyło mi na prawie dwa miesiące}. Zalewamy gorącą wodą i czekamy aż wystygnie. Jeśli wyczuwacie oleisty posmak {ja czułam kiedy piłam je kilka pierwszych razy} możecie dolać, dla zabicia smaku, syrop owocowy, albo zaparzyć z nim herbatę. Odczekujemy około dziesięciu minut i już napój jest gotowy do spożycia. Najlepiej wypijać go razem z ziarenkami.


Częstotliwość
Ja zdecydowałam się na kurację trzy miesięczną. Po jednym kubeczku dziennie. Oczywiście według własnych preferencji możecie ją skrócić, ale wydłużać nie rekomenduje. Warto robić sobie przerwy. Co za dużo to nie zdrowo ;-) Chociaż jest jedno wyjście, jeśli chcecie pić go non stop > 3 tygodnie picia i tydzień przerwy.


Działanie
Inne: działanie podzieliłam głównie na trzy kategorie (najbardziej popularne), ale chciałam też uwzględnić jego świetne właściwości anty bólowe. Jeśli przy menstruacjach dokucza Wam duży ból to polecam rozważyć taką kurację. W tym miesiącu siemię odstawiłam i już musiałam się ratować prochami, żeby przeżyć dzień na uczelni.


Paznokcie: moje z natury są mocne, twarde i dosyć szybko rosną. Nie zauważyłam, żeby stały się jeszcze mocniejsze czy przyspieszyły swój porost, ale na pewno im nie zaszkodziło.

Cera: szczerze mówiąc ciężko jest mi ocenić stan mojej skóry. Zmagam się ze sporym trądzikiem na który stosowałam kwasy. Stan rzeczywiście odrobinę się poprawił, ale raczej zawdzięczam to salicylowi na spirycie. Aczkolwiek nie wykluczam jego działania, bo podobno bardzo dobrze reguluje hormony, z którymi mam wrażenie, mam nie mały problem.



Włosy: ta kategoria interesowała mnie najbardziej. I tak jak wcześniej wspominałam, że z siemieniem to nie mój pierwszy raz i wiedziałam mniej więcej czego się mogę spodziewać. Cieszę się, że już kiedyś je piłam, bo dzięki temu mogłam bardziej obiektywnie ocenić wcierki, które stosowałam przez ten czas.
Włosy urosły 4 cm. Uważam to za dobry wynik, chociaż miesięcznie powinno przybyć mi po 1,5 cm {bo tyle z reguły po nim mi przybywało} to po drodze wpadł też najkrótszy miesiąc w roku a dodatkowo pominęłam z 7 kubków, więc to 0,5 cm można wybaczyć. Oczywiście jeszcze trzeba wziąć pod uwagę błąd pomiarowy :D
Dodatkowo zagęściły się o 0,5 cm (to już wiemy gdzie to "brakujące" pół cm :D). A to już nie lada wyczyn. Na zdjęciach widzę, że włosy rzeczywiście są gęstsze, a kto tego nie zauważa niech uwierzy mi na słowo, bo przy ich wiązaniu czuję różnicę. Zauważyłam też wysyp baby hair. Także przy kolejnym podsumowaniu innej kuracji zagęszczenie będzie też spowodowane tą kuracją. 


Z siemienia na pewno nie zrezygnuję, chociaż w tym roku do niego już prawdopodobnie nie wrócę, bo zaplanowałam już inne kuracje.

Stosowałyście siemię lniane? :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz