Ostatnia z trzech wcierek firmy Kulpol. Wyróżnia się kolorem. Nie wiem od czego to zależy, ale chyba wszystkie wody brzozowe są w odcieniach żółci. Może to przez sok z brzozy? Chociaż jak kiedyś własnoręcznie go pozyskiwałam to był przezroczysty. Może producenci tak sobie upodobali barwnik. Dont noł! Mniejsza o to.
Ok 5 zł za 125 ml kupiona w DP. Standardowo nie zużyłam całej. Chociaż nie używałam jej cały miesiąc to i tak zużyłam jej tyle ile dwóch poprzednich.
Skład: alkohol, woda, sok z brzozy, zapach
Krótki skład, bez zbędnych dodatków. Chociaż w zasadzie chyba ten zapach można byłoby pominąć, nie sądzicie? Wcierka za bardzo nie przesuszyła mi skóry głowy, ale teraz postawiłam na abstynencję po tych 4 miesiącach alkoholowych wcierek.
Wcierka ma jedno główne zadanie. Zmniejszyć przetłuszczanie. Poniekąd rzeczywiście jest to prawda, bo włosy po wcierce są u nasady sypkie i odbite jak po umyciu, ale ewidentnie widać, że są już "noszone". Nie wiem czy ktoś to zrozumie, bo mnie samej ciężko jest to pojąć doświadczając tego, a co dopiero komuś kto z wodą nie miał do czynienia. Oczywiście brzozową. Ale heheszek ze mnie wychodzi wieczorową porą. Dobra, do sedna! W sensie efektów. Włosy urosły 1 cm. Trochę jestem zawiedziona, ale z drugiej strony nie ma co się dziwić skoro moja systematyczność była prawie żadna. Natomiast co do obwodu. Nie wiem czy w zeszłym miesiącu źle ją zmierzyłam, ale dzisiaj wyszło mi 6 cm! Mierzyłam chyba milion razy i jeszcze kazałam sprawdzić siostrze milion pierwszy. Brakuje jeszcze 0,5 cm w obwodzie do uzyskania tego co przez cały okres włosomaniactwa udało mi się wyhodować. Niestety o długość walczyć będę na pewno dużo dłużej.
Lubicie wodę brzozową? :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz